Przykładem tego jest chociażby Volkswagen Golf, którego ósma generacja nie dotrze za ocean poza sportowymi wersjami R oraz GTI. Dlaczego akurat tak? Jak to w biznesie, bo się sprzedają! Amerykańskie statystyki jak na ten niszowy rodzaj samochodów robią naprawdę wrażenie.
W 2019 r. tylko R-ka zanotowała 22 proc. wzrost względem roku poprzedniego. Odpowiedzialny za komórkę Volkswagen R, Jost Capito (niegdyś m.in. szef fabrycznego zespołu VW w WRC) zdradził w rozmowie z brytyjskim „Autocar”, że w USA Golf R w salonach stał niesprzedany średnio 2 dni. Nawet gdy był oferowany w zawyżonej cenie!
W obliczu takich reakcji konsumentów, niemiecki koncern nie odważył się na całkowite wycięcie popularnego modelu, który w „grzeczniejszych” wersjach nie był hitem sprzedaży. 5644 zbytych egzemplarzy z założenia masowego auta było 15-procentowym spadkiem między 2019 a 2018 r. Tymczasem tylko w minionym roku Golf R siódmej generacji znalazł tam 4223 nowych właścicieli.
Zupełnie nowy Volkswagen Golf R nieoficjalnie ma zostać zaprezentowany na tegorocznym Goodwood Festival of Speed (o ile niczego nie zmieni sytuacja z koronawirusem). Najbardziej sportowy wariant Golfa ósmej generacji w salonach powinien pojawić się w 2021 r. W oparciu o zdjęcie z parametrami, które wyciekło do sieci w nowym Golfie R można się spodziewać mocy 333 KM.
Mimo że przemysł motoryzacyjny coraz szybciej dryfuje w kierunku elektryfikacji, to spalinowe hot hatcha mogą mieć w najbliższych latach swoje 5 minut. Widać to po wielu świeżych projektach z Azji, jak Toyota GR Yaris czy spodziewany Hyundai i20 N. Z punktu widzenia miłośników auto sportowych, tendencja na rynku zaczyna być w końcu normalna!



